Świadectwo Piotra

Od trzeciego miesiąca życia rodzice oddali mnie w wychowanie do niańki, ponieważ byli młodzi i chcieli jeszcze coś mieć z życia. Kiedy miałem trzy lata mój ojciec przez Jugosławię uciekł na zachód nie uprzedzając o tym matki. Dlatego mogę powiedzieć o sobie, że jestem pół sierotą, a w dodatku wszystkie negatywne uczucia matka przeniosła z ojca na mnie. Do niańki, która mnie wychowywała mówiłem mamo”, ponieważ mieszkałem u niej na stałe do 7 roku życia. Matka tylko czasami brała mnie na niedzielę do domu. Postawa mojej matki stanowiła kontrast do mojej opiekunki, która samotnie wychowywała sześcioro dzieci.

Jak już wspominałem moja matka widziała we mnie negatywne cechy ojca, którego przecież nie znałem, a rodzina krytykowała moją matkę gloryfikując ojca. Ja potrzebowałem tylko jednego: miłości. To był początek mojej narkomanii.

Pierwszy raz do szkoły zaprowadził mnie syn niani, podczas gdy inne dzieci przychodziły ze swoimi rodzicami. To mnie bolało. Od tego czasu mieszkałem już w domu z matką i zobaczyłem jej życie tj. alkohol, muzyka po nocach, faceci jednym słowem imprezowe życie. Dlatego też zostałem dzieckiem ulicy (tam gdzie mieszkała rodzina opiekunki), na której się wychowałem. Tam też grasowała paczka, której idolem był syn mojej byłej opiekunki. Wtedy to zacząłem robić rzeczy, do których nie byłem przygotowany, ze względu na różnicę wieku, byłem o 4 lata młodszy od niego, a chciałem dorównać im jako ten najmłodszy. Robiłem rzeczy, o których moi rówieśnicy mogli tylko marzyć. Później moja była opiekunka wyjechała do Niemiec i wszystkim dzieciom przysyłała ogromne paczki. Kupiła też swoim synom samochody poprzez sieć sklepów Pewex”. W tym czasie mój ojciec zupełnie milczał i to wywoływało we mnie ból. Potem Rysiek najmłodszy syn niańki pojechał do matki do Niemiec i została pustka po nim. Paczka się rozsypała. W tej pustce spotkałem tzw. hippisów, którzy operowali pięknymi słowami tj. pokój, miłość, braterstwo itp. Ja tego właśnie potrzebowałem.

Nie powiedzieli tylko na początku, że miłość to nieślubne dzieci podobne do mnie, że pokój osiąga się po narkotykach, a braterstwo jest wtedy, kiedy coś od ciebie potrzebują. Był też jeszcze jeden czynnik, który kształtował moje życie, byłem zafascynowany muzyką i chciałem zostać muzykiem. Był to czas, kiedy obowiązywało hasło: sex, drugs and rock&roll. Wszyscy sławni muzycy z tego nurtu wdrażali to w życie, a chciałem być podobny do nich. Nie zwracałem wtedy uwagi na to, że jeden po drugim umierają. Chyba każdemu narkomanowi wydaje się, że jego to nie dotyczy.

Ofiarami narkotyków nie były osoby anonimowe, ale osoby z którymi brałem. I chociaż mówiło się, że w tych latach problem narkomanii nie istniał w Polsce, to ostatnio doliczyłem się 18 śmiertelnych ofiar tylko z jednej szkoły podstawowej, do której chodziłem. To, że nie byłem tym dziewiętnastym było, jak teraz to wiem, dziełem Boga. Mimo, że graniczyło to z bluźnierstwem, odczuwałem Boga w moim życiu dlatego, że gdy brałem halucynogeny leciałem do Boga, a gdy siałem marihuanę modliłem się do Boga, by była bardzo mocna. Jako narkoman wiele też czytałem m.in. ewangelię, a w jednej z ankiet psychologicznych, kiedy byłem zupełnie nagrzany”, napisałem, że ideałem mężczyzny jest dla mnie Jezus Chrystus. Kiedy było mi źle często wołałem do Boga. Po piętnastu latach brania narkotyków osiągnąłem dno.
Dowiedziałem się, że jestem nosicielem wirusa HIV. Sam produkowałem tzw. polską heroinę” (siedziałem na garach). Mój stan był taki, że narkomani, których nie wzruszała śmierć kompana lub wirus HIV w strzykawce chodzili do dermatologa pytać się czy ta choroba, którą miałem jest zakaźna (cuchnąca, zgniła ropa chlupotała mi w butach). Ważyłem wtedy 43 kg. Wtedy Bóg wyciągnął po mnie swoje ręce.

Po całodziennym chodzeniu za odczynnikami ok. 23:00 trafiłem nareszcie na metę, gdzie byłem umówiony na produkcję, ale kiedy przyszedłem (na głodach), otworzył drzwi ćpun, którego nie miało tam być. I oznajmił mi, że mam przyjść jutro ok. 8:00. To było straszne, cały dzień załatwiania, a czekała mnie noc w klatce schodowej, w zimnie i na dodatek na głodzie. Wjechałem windą na samą górę i położyłem się, ale Bóg miał inny plan i ten człowiek przyjechał tam za mną (co się nigdy nie zdarza) oznajmiając mi, że jeśli zostanę, to rano nie mam do nich wjazdu. A ja byłem na głodzie, a godz. 8:00 była dla mnie najważniejsza. Musiałem wyjść na mróz (zima 93r.). Pomyślałem, że wejdę do pierwszej klatki schodowej gdzie będą otwarte drzwi (domofony), ponieważ obliczyłem, że idąc tip-topami (jak się poruszałem) stracę całą noc, by dojść do domu i później wrócić (teraz zajmuje mi to ok. 15 minut). I kolejny cud, jedyne światło i otwarte drzwi były w bloku gdzie mieszkali Adam i Basia Kobyłkowie. Kiedyś w domu Adama i Basi była meta i chodziłem tam grzać. Potem ukończyli pełną terapię w ośrodku, o czym jeszcze nie wiedziałem. To co przeżyłem u tej rodziny zapadło mi głęboko do serca i było początkiem mojego nawrócenia. Byli dla mnie bardzo mili, zgodzili się żebym przenocował, rozmawiali ze mną, pytali czy nie chcę się leczyć, ale nie moralizowali. Mówili:” Czego ty w tym jeszcze szukasz. Masz 30 lat. Jesteś chory. Tam dla ciebie już nic nie ma”. Ja w głowie zakodowane miałem tylko jedno: ósma rano. Przyszła pora snu i kolejny szok. Basia pościeliła mi białe, czyściutkie prześcieradło.

Dla takiego, starego, cuchnącego ćpuna takie czyste prześcieradło” myślałem wtedy. Rano coś we mnie pękło. Leżąc na głodach myślałem, o ich zmianie, i o swojej sytuacji (oni całą noc modlili się o mnie). I choć pamiętałem też o godzinie ósmej rano, zgodziłem się pójść na detoks. Adam niósł mnie w drodze na detoks , a stamtąd (po ukończeniu) karetka zawiozła mnie na dworzec, skąd pojechałem do Broczyny. Najpierw z ośrodka TEEN CHALLENGE” w Broczynie zawieziono mnie na 3 miesiące do szpitala w Gdańsku, ponieważ w Miastku ani w Słupsku nie czuli się na siłach, by mnie uratować m.in. chciano mi amputować nogę.

Po powrocie z Gdańska, kiedy doszedłem trochę do siebie, rozpocząłem leczenie. Nigdy bym nie ukończył (a nawet bym nie zaczął) leczenia, gdyby ci ludzie nie okazali mi miłości, zrozumienia, oraz tych wszystkich rzeczy, w które w ciągu tych 15 lat zwątpiłem. Ponieważ narkomani w większości tracą uczucia wyższe i nie wierzą, że inni je posiadają. Lecz okazało się, że możliwe jest życie w małżeństwie (szczęśliwym), wychowanie wspaniałych, roześmianych i szczęśliwych dzieci, my jako pacjenci mieliśmy wgląd w życie kadry, ponieważ w ośrodku w Broczynie wszyscy mieszkają w jednym domu. Nie mogliby oni udawać, że jest wszystko OK., kiedy tak nie było. Ale największy szok przeżyłem, kiedy dowiedziałem się, że jestem pełnowartościowym człowiekiem, i sam Bóg umarł za mnie, a ludzie, którzy są wychowawcami poświęcali swoje życie, aby wskazywać drogę takim rozbitkom jak ja. Oddałem życie Chrystusowi, i zacząłem Go poznawać. W trakcie terapii zostałem ochrzczony Duchem Św. oraz przystąpiłem do chrztu wiary. Jednocześnie bałem się wracać po terapii do domu, ponieważ matka nadal mieszkała z człowiekiem, który był alkoholikiem. Lecz co tydzień na społeczności modlitewnej prosiłem Boga o matkę, która była u mnie w czasie urlopu, a w domu była pod delikatną opieką Adama i Basi tak, że widziała jak żyją chrześcijanie. Modliłem się prosząc Boga, aby wypełnił obietnicę , że jeżeli Mu zaufam, zbawiony będzie cały mój dom.

I oczywiście Bóg okazał się wierny (jak zawsze), konkubin matki, już z nami nie mieszka, a matka się nawróciła.
Po powrocie z ośrodka uczestniczyłem w spotkaniach grupy wsparcia, gdzie umacniałem się, i poprzez to, zobaczyłem, że Bóg chce, abym zajął się pracą w TEEN CHALLENGE, co też uczyniłem i robię do dzisiaj.
Piotr z Gliwic

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *